niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 4

-Nie,tylko nie to-jęknęłam niezadowolona, gdy usłyszałam dźwięk budzika.Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a całe ciało wręcz odmawiało posłuszeństwa.Mój dwudniowy urlop skończył się równo z podniesieniem powie do góry.Chcąc nie chcąc musiałam zwlec się z łóżka.Bose stopy postawiłam na puszystym, morelowym dywanie,który delikatnie je drażnił,a wzrok skierowałam na zdjęcie stojące na komodzie.To było niecałe dwa lata temu.Moja mama zapragnęła zrobić grilla w ogrodzie dla wszystkich znajomych z firmy, nie pamiętam dokładnie, ale dostała chyba awans.Wszyscy zaczęli się pomału schodzić i wtedy pojawił się on.Jego uśmiech oświetlał cały salon,a idealne oczy wytapiały dziury w całym moim ciele.Do końca wieczoru rozmawialiśmy tylko trochę.Dowiedziałam się,że ma na imię Louis i odbywa praktyki w firmie mojej mamy, przychodzi dwa razy w tygodniu i spędza tam około pięciu godzin.Na koniec spotkania,bo imprezą to tego nie można nazwać,wymieniliśmy się numerami telefonów i na żądanie mojej mamy zrobiliśmy sobie zdjęcie (kazała nam je zrobić nie wiadomo z jakich powodów).

-Pora się zbierać-mruknęłam i udałam się w stronę łazienki.Stanęłam przed lustrem i umyłam zaspaną twarz.Szczerze mówiąc to ani trochę się nie wyspałam.Budziłam się co jakiś czas,zalana łzami,mając nadzieję że to tylko zły sen,jednak za każdym razem moje obawy potwierdzał brak ukochanego w łóżku.Co jakiś czas,zmartwiona schodziłam do salonu,żeby sprawdzić czy przypadkiem nie wrócił.Niestety nie stało się tak.

Po chwili zastanowienia wyszłam z łazienki odświeżona i umalowana.Niechętnie podreptałam do szafy i wyciągnęłam z niej ubrania,które po chwili włożyłam na siebie.Dziś postawiłam na miętowe szorty i T-shirt z wywiniętymi rękawkami i głębszym dekoltem.Włosy splotłam w kłosa i przerzuciłam przez lewe ramię.Do kieszeni wcisnęłam telefon i zeszłam na dół.Widok,który tam zastałam był okropny.Na podłodze,zwinięty w kłębek spał Louis.Stróżki gęstej,czerwonej cieczy spływały po jego twarzy.Zszokowana podbiegłam do niego i padłam na kolana,łapiąc go za ramiona i lekko potrząsając.
-Louis-wymamrotałam.Chłopak nie reagował.Wydawał się być wręcz nieprzytomny.Złapałam go mocniej i ponownie poruszyłam jego ciałem.
-Lou,skarbie,obudź się-mówiłam przez łzy-błagam-potarłam kciukiem jego poobijany policzek.
-Lena-wymamrotał wykrzywiając swoją twarz,prawdopodobnie z bólu.
-Tak kochanie,to ja-zaszlochałam-co się stało?-jego powieki podniosły się a ja zobaczyłam przepełnione bólem oczy.
-P...przegrałem-wyszeptał i wraz z moją pomocą usiadł,opierając plecy o zimną ścianę.Zostawiłam go na dosłownie kilka sekund i wróciłam z dwoma ręcznikami,jednym mokrym i drugim suchym,i apteczką na wszelki wypadek.Usiadłam między jego zgiętymi w kolanach nogami i najdelikatniej jak tylko potrafiłam zaczęłam wycierać jego poobijaną i zakrwawioną twarz.
-Gdzie byłeś całą noc?-spytałam łagodnie dokładając materiał do jego lewego policzka.
-Wolałbym nie mówić-szepnął niezbyt zadowolony.
-A ja wolałabym nie wycierać ci twarzy z krwi-spojrzałam troskliwie w jego oczy-powiedz mi,proszę,nie będę zła,przysięgam-zapewniłam go i wytarłam skórę twarzy mojego chłopaka suchym ręcznikiem.
-To był zakład-powiedział i spojrzał na mnie niepewnie.
-Jaki zakład?O czym ty mówisz?
-Znienawidzisz mnie-mruknął-oni,oni założyli się,że nie zgwałcę dziewczyny-spuścił głowę w dół.Zszokowana jego wyznaniem szeroko otworzyłam oczy.
-Skrzywdziłeś ją?-wydukałam w końcu.
-Nie,nigdy bym tego nie zrobił.
-I dlatego cię pobili?-spytałam dalej nie dowierzając w to,co usłyszałam.
-Tak-wyszeptał.
-Skarbie,w coś ty się wpakował-jęknęłam i ze łzami w oczach wtuliłam się w jego gorący tors.Szlochałam tak przez chwilę,dopóki nie poczułam wibracji mojego telefonu.Oderwałam się niechętnie,wyjęłam go z kieszeni.Przeciągnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha.
-Lena?Gzie ty jesteś,piętnaście minut temu miałaś być w pracy.
-Tak,przepraszam Harry,nie mogę dzisiaj przyjść-powiedziałam i niemalże się rozpłakałam.
-Wszystko w porządku?-spytał troskliwie.
-Tak,przepraszam Cię jeszcze raz.
-Nic się nie stało,wpiszę Ci dzień urlopu w grafiku-słyszałam w jego głosie nutę niezadowolenia.
-Dziękuję,obiecuję,że odpracuje ten dzień.
Mam nadzieję-bąknął i się rozłączył.Bez słowa odłożyłam telefon i pomogłam wstać mojemu partnerowi,po czym zaprowadziłam go do łazienki.Nie dość,że gdzieniegdzie miał krew,to do tego okropnie śmierdział wódką.Ostrożnie posadziłam go na opuszczonej desce sedesowej i napuściłam wody do wanny,po czym dokładnie umyłam każdą część jego ciała.Wytarłam go i pomogłam się ubrać, następnie samodzielnie poszedł do łóżka i położył się w nim.Usiadłam na jego brzegu i odgarnęłam kilka mokrych kosmyków z jego czoła i ucałowałam je.Chłopak uśmiechnął się lekko.
-Zrobię Ci śniadanie,a ty się prześpij-obdarowałam go uśmiechem i poszłam do kuchni.Do miseczki wbiłam trzy jajka, rozmieszałam je i wlałam na patelnie.Po kilku minutach na tacy czekał talerz z jajecznicą ze szczypiorkiem, z resztą jego ulubiona,obok stał kubek z herbatą.Biorąc wszystko do ręki udałam się do sypialni,w której czekał Lou.Postawiłam tace na jego nogach,a sama udałam się do drzwi wejściowych w celu spotkania się twarzą w twarz z natarczywym i jakże nieproszonym aktualnie gościem.
-Gdzie on jest?-syknął rozwścieczony z tego co pamiętam Zayn przeszywając mnie wzrokiem.

O nie,tylko nie on.




~~~~~~~~~~~~~~~~~


Nie dość że dodaje go w środku nocy,to jeszcze po tak długim czasie.Jedyne co mogę powiedzieć przepraszam i liczyć na waszą opinię
Do następnego ♡

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 3

Po niezbyt miłym poranku,południe zapowiadało się podobnie,więc postanowiłam spędzić je sama.A poza tym to nie miałam ochoty spędzać mojego wolnego czasu z kimś,dla kogo najzwyczajniej na świecie jestem już nikim.Z tego co pamiętam lodówka świeciła pustkami,a szczerze mówiąc,nie mam co liczyć że Louis pójdzie na zakupy.
-O kogo my tu mamy,witaj Lena-poczułam ciepłą rękę na moim ramieniu.Z ręki wypadła mi pomarańcz,którą chciałam włożyć do koszyka z innymi,moimi zakupami.Wyprostowałam się i moje oczy zetknęły się z idealnie zielonymi oczami i dzisiaj idealnie ogarniętą burzą loków.
-Dzień dobry szefie-wymusiłam się na sztuczny uśmiech.
-Lena,tyle razy mówiłem,tylko nie szefie-oblizał wargi,przy okazji pokazując swoje idealnie białe zęby,po czym podał mi owoc,który leżał na podłodze.
-Może w ramach rekompensaty dasz się namówić na kawę?-spytał patrząc na mnie.
-Nie mogę dziś,przepraszam-zaczęłam wybierać kolejne owoce z wiklinowych koszyków,gdy jego ręce zaczęły mi pomagać-ale ja nalegam-powiedział i podał mi kilka jabłek.
-Dziękuję,ale naprawdę nie mam dziś zbyt dużo czasu-skłamałam.Przecież miałam cały dzień,do nikogo mi się nie śpieszyło,a tym bardziej do domu.Ale w sumie to nie miałam ochoty spędzić czasu z Harrym.Jest szarmancki,czarujący,nieziemsko przystojny,ale jest moim szefem i wiem na co go tak naprawdę stać.Potrafi skinieniem palca i swoim uroczym uśmiechem zaciągnąć każdą do łóżka.Całe szczęście nie działa to na mnie.Tylko jeden uśmiech mógł sprawić że moje serce szybciej bije,a motyle rozkładają swoje skrzydła w moim brzuchu latając po nim całym.Nie zauważyłam nawet,że po moim policzku popłynęła łza.Szybko wyjęłam chusteczkę z torebki i wytarłam słone krople.
-Lena,wszystko w porządku?-położył rękę na moim ramieniu i spokojnie czekał na moją odpowiedź.
-Tak-uśmiechnęłam się sztucznie.Co miałam mu powiedzieć?Że mój dwuletni związek z Louisem teraz stoi pod znakiem zapytania?Co go może to obchodzić?
-Wsiadaj do mojego samochodu i poczekaj tam na mnie.Ja zaraz przyjdę-Stałam w tym samym miejscu nie wiedząc za bardzo co powiedzieć.
-Bez dyskusji,to polecenie służbowe-powiedział po czym wręczył mi kluczyki do auta.
-A moje zakupy?
-Zajmę się tym-uśmiechnął się i zniknął za półką z napojami.Nie miałam innego wyjścia jak tylko wsiąść do tego samochodu i poczekać na mojego szefa.Nie minęło kilka minut a dwudziestolatek wsiadał do auta.
-Ile jestem panu dłużna-spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie,lecz jego wzrok był wyraźnie rozbawiony-znaczy Harry-podrapałam się skrępowana po karku.
-Na rachunek firmy.
-Nie musisz tego robić-podałam mu kluczyki,których za pewne w tej chwili najbardziej potrzebował.
-Masz,rację...nie muszę,ale chce-uśmiechnął się delikatnie i odjechał.Czas spędziliśmy bardzo miło.Nie tylko ten w samochodzie,ale także ten w kawiarni.Harry okazał się bardzo zabawnym chłopakiem.Ciągle żartował,nawet jego "suchary" niesamowicie mnie śmieszyły.
-Ale masz piękny dom-powiedziałam rozglądając się dookoła.
-Nie tak piękny jak ty.
-Idź stąd padalcu-pokazałam mu język i z uśmiechem na ustach poszłam za nim do salonu.W jego ręce pojawiła się butelka wina,której pomału zaczęliśmy opróżniać.
-Twoje zdrowie Lena-podniósł lampkę po czym przyłożył ją do ust upijając jej zawartość.Wystarczyła jedna butelka a my siedzieliśmy na podłodze śmiejąc się w najlepsze.
-Chryste Harry-zerwałam się na równe nogi,a on zaraz po mnie.
-Co się stało?
-Patrz,już 21-pokazałam na zegar wiszący na ścianie-muszę już wracać.
-Odprowadzę się.
-Mam nadzieję,że miło spędziłaś czas-wyszeptał do mojego ucha,gdy staliśmy pod drzwiami mojego domu.
-Tak,dziękuję ci bardzo Harry,było cudownie-poczułam jak jego ręce oplatają mnie w talii,od razu się wyrwałam z jego uścisku-muszę już iść,cześć-powiedziałam i szybko weszłam do domu.Na moje szczęście drzwi były otwarte.W domu panowała cisza i ciemność.Stałam skierowana twarzą do drzwi wyjściowych,a czołem dotykałam ich zimną powierzchnię.
-Gdzie byłaś?-jego chrypa dobiegła moich uszu.Nic nie odpowiedziałam,nie miałam zamiaru się mu tłumaczyć.Odwróciłam się i zdjęłam buty.
-Zadałem ci pytanie!!-krzyknął wściekły.
-U mamy-skłamałam tylko dlatego,że chciałam złagodzić całą tą sytuację.Zapaliłam światło.Jego twarz była cała czerwona ze złości a ręce mocno zaciskały się w pięści.Patrzyłam na niego z przerażeniem.Jeszcze nigdy nie był tak wściekły.
-Kłamiesz!-zaczął się do mnie przybliżać.Przysięgam,że nigdy w życiu się tak nie bałam.Nogi trzęsły mi się na samą myśl,że Louis zbliża się wściekły.
-Dlaczego kurwa kłamiesz?-wysapał przez zaciśnięte zęby-Piłaś!-Moje ciało było przygniecione do ściany,a on sam stał przede mną,dalej mocno zaciskając pięści.
-Nie,przyrzekam-i to był właśnie ten moment.Louis z całej siły uderzył ręką w ścianę tuż obok mojej głowy.Rozległ się tylko huk a moje oczy napełniły się łzami.Patrzyłam na niego z szokiem i strachem.Nie miałam pojęcia co w niego wstąpiło.Jego oczy wydawały się być puste...zimne,a źrenice maksymalnie powiększone.Najchętniej bym uciekła od niego,ale gdzie?Nie mam dokąd pójść,a nawet jeśli bym miała,wątpię,żeby udało mi się wyjść z domu.Moje ręce drżały,podobnie jak całe ciało,ściskając delikatnie materiał koszulki,którą miałam na sobie.Nie wiedziałam gdzie się patrzeć,więc po prostu spuściłam głowę.W jednej chwili zrobiło mi się słabo.Złapałam się jego ramienia i chciałam uwolnić się z tej niewygodnej dla nas obojga sytuacji,lecz on wyraźnie mi na to nie pozwolił przytrzymał mnie mocno za nadgarstek.
-Puść,to boli-powiedziałam ze łzami w oczach.Zdziwił mnie jego szeroki uśmiech na ustach i kpina w oczach.
-Mnie boli to,że migdalisz się z tym chujem!!-wykrzyczał prosto w moją twarz-U niego byłaś?-spytał trochę spokojniej.Nic nie odpowiedziałam,bałam się przyznać że to z Harrym spędziłam cały dzień.Nie chciałabym dowiedzieć się,do czego jest zdolny-przyznaj się kurwa!!
-T..ta..tak-wytarłam policzki z łez i spojrzałam na niego-przepraszam Lou...
-Spałaś z nim?
-Nie-odpowiedziałam od razu.Wątpił,widziałam to-Nigdy bym ci tego nie zrobiła-niepewnie dotknęłam jego policzka i pogłaskałam go-nie złość się na mnie.Było mi przykro,po tym co się stało i poszłam na zakupy,a Harry'ego spotkałam w sklepie...nie chciałam z nim nigdzie iść,ale on powiedział że to polecenie służbowe i pojechałam z nim na tą kawę-patrzyłam mu w oczy i głaskałam jego policzek.Wyglądał jakby się uspokoił.
-Czuję od ciebie alkohol.
-Wypiłam z nim butelkę wina,nawet nie wiem jakim cudem znalazłam się u niego w domu.
-Skrzywdził cię?-spytał
-Nie
-Idź spać,ja muszę coś załatwić-powiedział wkładając na swoje stopy czarne vansy i schował kluczyki od auta.
-Nie możesz tego załatwić jutro?Późno już
-Ty cały dzień byłaś za domem,daj mi też trochę od ciebie odpocząć ok?-podszedł i pocałował mnie w czoło-śpij dobrze-zabrał bluzę z szafy i wyszedł.Nie mogłam uwierzyć w to,co się stało.Pierw wkurzony walnął w ścianę tuż przy mojej głowie,a później powiedział że wychodzi,po czym pocałował mnie w czoło.Nie wiem co się z nim dzieje.Jego zmiany humoru są dość dziwne,wręcz przerażające.Nigdy nie przypuszczałam,że kiedyś nastąpi takie coś,taka sytuacja.Zmęczona całą tą sytuacją poszłam się wykąpać.Mokre ciało owinęłam ręcznikiem i bezsilna położyłam się na łóżko i od razu usnęłam.



_____________________________________________________________________________

Hej.
Przepraszam,że rozdział pojawia się po ponad tygodniu,lecz nie było mnie w domu i nie miałam możliwości dodać rozdziału.Z resztą,za dużo osób na niego nie czekało,ale to już inna sprawa.Rozdział byłby dłuższy,ale nie czułam takiej potrzeby,abym się rozpisywała.
Jeżeli chcecie kolejny rozdział,musi być tu 5 komentarzy,inaczej po prostu go nie będzie,bo nie chce pisać dla dwóch osób.Każdy kto to widzi niech zostawi chociaż " :) " będę wiedziała ile was jest i czy ktoś czyta moje wypociny.Byłoby mi bardzo miło.

Do następnego.

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 2

Była dwudziesta,a ja dalej błąkałam się po mieście.Zmarznięta,przemoknięta do suchej nitki.Pewnie teraz zastanawiacie się,dlaczego nie poszłam do rodziców albo jakiegoś znajomego.Cóż,nie zrobiłam tego ponieważ nie chce nikogo obarczać moimi kłótniami z Louisem,bo szczerze mówiąc,kogo to obchodzi?Mimo że mogłam iść do pracy,to nie chciałam tego robić.Dostałam dwa dni wolnego i zamierzałam spędzić je z moim chłopakiem,co chyba nie będzie zbyt możliwe,a nawet jeśli to nie będą to miło spędzone chwile.Chciałam zaplanować coś na ten czas,bo żeby dostać urlop w mojej pracy trzeba się naprawdę postarać,albo mieć szczególne względy u szefa.Ja niestety je mam.Czemu niestety?Harry,bo tak nazywa się mój szef był lekko mówiąc nachalny.Niektóre dziewczyny,żeby tylko dostać się do pracy zrobiły wszystko co on chciał,wręcz same wskakiwały mu do łóżka.Ah...desperatki.Przecież pracę można znaleźć wszędzie.Nigdy ich nie zrozumiem.
Szłam przed siebie a chłodny wiatr delikatnie otulał moje przemarznięte ciało.Usiadłam na ławce i zaczęłam zastanawiać się co ja mam teraz zrobić.Wrócić czy dalej błądzić?Wstałam i ruszyłam w stronę domu.Wszystkie myśli zaczęły do mnie wracać.A może wpakował się w coś?Może  ma problemy w pracy albo w ogóle ją stracił?Wyciągnęłam z torebki klucze i otworzyłam drzwi.Z salonu było słychać śmiechy oraz dźwięk obijanego o siebie szkła.Stanęłam w progu i ujrzałam ósemkę pijanych chłopaków,w tym Louisa,który otwierał kolejną butelkę wódki.
-Eee...no niezła ta twoja dupa Tommo-odezwał się jakiś.Mój wzrok został skierowany na niego,a moje oczy zetknęły się z chytrym uśmieszkiem.Jego kruczo-czarne włosy postawione były do góry a orzechowe oczy przyglądały mi się z uwagą.Louis odwrócił się z uśmiechem na ustach i kieliszkiem w ręku.Jego oczy rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów i przybrały ciemny kolor.Wstał i kierował się w moją stronę.Przestraszyłam się i cofnęłam do tyłu Nie wiedziałam co mnie czeka.Mógł być zły za to że wróciłam do domu,albo za to,że przerwałam mu imprezę.Gdy chciałam powiedzieć,że już wychodzę on odgarnął kosmyk moich mokrych włosów z twarzy i czule ucałował moje czoło.
-Gdzie ty byłaś kochanie?Nawet nie wiesz jak się martwiłem o ciebie-powiedział na wprost moich ust.Poczułam silną woń alkoholu bijącą od niego.Automatycznie skrzywiłam się.
-Przecież kazałeś mi wyjść-szepnęłam a mimo że już się nie bałam,mój głos dalej lekko drżał.Chłopak objął mnie jedną ręką w talii a drugą gładził mój policzek.
-Przepraszam cię za to,byłem wściekły i wyżyłem się na tobie,nie powinienem tego robić-mówił spokojnie-a co do imprezy,to niedługo kończymy-spojrzał mi prosto w oczy i delikatnie pocałował.Nie wiem czemu,nie potrafiłam mu oddać.Lekko odsunęłam się do tyłu.
-Pójdę się wykąpać...miłej zabawy-powiedziałam i zdjęłam mokre buty zostawiając je na swoim miejscu.Od razu po wykonaniu tej czynności poszłam do łazienki.Momentalnie pozbyłam się mokrych ubrań i weszłam do wanny pełnej ciepłej wody.Zanurzyłam się w niej cała,razem z głową.Leżałam tak przez chwilę dopóki nie skończyło mi się powietrze-tak,zdecydowanie wolę wannę niż prysznic-powiedziałam sama do siebie i umyłam się.W łazience spędziłam przeszło pół godziny.Owinięta białym ręcznikiem wyszłam do sypialni w której chciałam założyć bieliznę i piżamę,której najzwyczajniej w świecie zapomniałam zabrać do łazienki.Wchodząc,przekręciłam kluczyk w drzwiach i pewna że teraz mogę być sama podeszłam do komody.Zamroziło mnie.Na moich biodrach spoczywały czyjeś męskie ręce a usta całowały mój kark.Żadna z części ciała nie była Louisa,co wywołało u mnie napad paniki.Gdy chciałam się odwrócić jedna dłoń zatkała moje usta.
-Cii księżniczko,nic ci się ze mną nie stanie-mówił spokojnym i łagodnym głosem.
-Puść mnie albo zacznę krzyczeć-powiedziałam pewna siebie i ponownie spróbowałam się odwrócić,tym razem z pozytywnym skutkiem.To był on,ten sam chłopak który odezwał się w salonie,
-I co?Zawołasz tu swojego chłoptasia?Louis to pizda a nie facet.Chyba wypieprzę go z mojego gangu-wyraźnie pokreślił ostatnie słowo.
-Jakiego gangu?-spytałam zaciekawiona.
-Chodź,wszystko ci opowiem-powiedział zadowolony i zaczął jeździć swoją ręką po moim udzie.Nie musiałam nawet krzyczeć,bo jak na zawołanie w drzwiach pojawił się Louis z tym swoim pięknym uśmiechem na ustach.
-Jesteś tu Matt?Szukamy cię od 10...-urwał gdy nas zobaczył.Spojrzałam mu prosto w oczy,a kilka łez spływających po mojej twarzy chyba dało mu do myślenia,bo podbiegł i z całej siły uderzył chłopaka,który po chwili leżał na podłodze kopany przez mojego chłopaka.
-Louis przestań,zabijesz go!!-Krzyczałam,próbując go od niego odciągnąć-Louis proszę!!
-Masz minutę żeby stąd wypierdalać rozumiesz?!!!-podniósł chłopaka za bluzkę i popchnął w kierunku drzwi.
-Wychodzimy chłopaki-powiedział podchodząc do reszty-a ty Tomlinson pożałujesz dnia w którym się urodziłeś!-i już ich nie było.Zasmucony podszedł do mnie i spytał czule.
-Nic ci nie zrobił?-patrzył mi prosto w oczy i swoją dłonią gładził moją dłoń.
-Ym...nie-powiedziałam ocierając ostatnie łzy.
-Przepraszam cię za niego,obiecuje,że dostanie za swoje.
-Kim oni są?-spytałam po chwili ciszy siadając na łóżku ubrana już w piżamę.Chłopak zajął miejsce koło mnie przez co materac lekko ugiął się pod jego ciężarem.Twarz schował w dłoniach głośno wzdychając.Trwaliśmy w tej niezbyt przyjemnej ciszy dopóki Louis nie odezwał się.
-Kiedyś ci to wszystko wyjaśnienie,obiecuje-spojrzał na mnie.
-Kiedyś to znaczy?
-Niedługo-westchnęłam
-Wolałabym wiedzieć teraz-rozpuściłam moje sięgające do łopatek,karmelowe włosy i rozczesałam je.Louis wydawał się być nieobecny.Widziałam że nad czymś myśli wiec nie chciałam mu przeszkadzać.Zeszłam do salonu i stając na środku niego,podparłam się za boki-śmierdzi wódą-pomyślałam i otworzyłam okno.Jak na lipiec noc była chłodna, mimo to chciałam pozbyć się zapachu alkoholu z naszego mieszkania.Zabrałam się za wynoszenie opróżnionych do dna butelek po trunkach,którymi raczyli się wszyscy chłopcy,a raczej mężczyźni.Jak sądzę byli w wieku Louisa,może trochę starsi,ale na pewno nie młodsi.
-Cholera-syknęłam gdy poczułam uderzenie w moją głowę.Spojrzałam w górę i zobaczyłam mojego winowajcę.Pewnym ruchem zamknęłam białe drzwiczki szafki kuchennej i oparłam się o blat innej popijając wodę niegazowaną.Wykończona ciężkim dniem poszłam na górę.Otworzyłam drewniane drzwi prowadzące do sypialni i od razu położyłam się do łóżka.Mimo zmęczenia nie mogłam usnąć,wszystkie fakty i wydarzenia nie chciały złożyć się w całość dając tym samym mi spokojnie odpłynąć w krainę snów.
Było kilkanaście minut po pierwszej a ja dalej nie mogłam spać.Co jakiś czas zmieniałam pozycję mając nadzieję,że to właśnie w niej zmorzy mnie sen lecz za żadnym razem tak się nie stało.Zrezygnowana cicho westchnęłam.
-Nie śpisz?-usłyszałam cichy,zaspany głos należący do Louisa.Ostatnio miewał złe sny,nie spał już tak twardo jaki kiedyś.Wystarczyłoby,żeby mucha przeleciała mu przed nosem,a on już by się obudził.Zaczynałam się o niego poważnie martwić.Wcześniej był prawdziwym łakomczuchem.Uwielbiał podjadać,głównie słodycze,a teraz?Teraz prawie nic nie je,za to dużo czasu spędza na siłowni.Nie byłoby to dla mnie dziwne,że chłopak dba o siebie,bo to przecież dobrze,prawda?Ale martwi mnie szybki przyrost jego tkanki mięśniowej.Nie dopuszczam nawet do siebie myśli,że mógłby brać sterydy.Nie,to kompletnie nie w jego stylu.Z rozmyśleń wyrwały mnie jego ręce łapiące mnie w talii i przyciągające do siebie.
-Misiu?-wymruczał wprost do mego ucha,a całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.Położyłam ręce na jego dłoniach kciukiem jeżdżąc po jednej z nich.
-Nie mogę usnąć-wyznałam cicho zgodnie z prawdą.
-Yhym-mruknął składając mokry pocałunek na mojej szyi,jedną dłoń włożył pod moją bluzkę pod którą badał każdy centymetr mojej skóry,jak gdyby bał się,że zmieniłam się.W przeciwieństwie do jego,moje ciało pozostało bez najmniejszych zmian.Odwróciłam się do niego i spojrzałam w jego oczy,były pełne pożądania.Nie miałam dzisiaj ochoty,głównie po tym co zaszło między nami rano.Dalej byłam na niego trochę zła za to,że wyrzucił mnie z domu.Spuściłam głowę mówiąc.
-Nie dzisiaj Lou,nie chce-wyszeptałam cichutko.Szczerze mówiąc po ostatnich jego wybuchach bałam się mu sprzeciwić.
-Czemu znowu nie chcesz?-spytał jakby urażony moją odpowiedzią.
-Nie mam po prostu ochoty się kochać-spojrzałam na jego twarz.Nie wyrażała żadnych uczuć a bijące z jego oczu zimno przysięgam,że poczułam ma mojej skórze.
-Jasne-powiedział biorąc do ręki swoją poduszkę i wstał z łóżka.
-Gdzie idziesz?-podniosłam się do pozycji siedzącej patrząc na wyjmującego koc z szafy chłopaka.
-Prześpię się na kanapie.
-Nie wygłupiaj się,wróć do łóżka-wypowiedziałam po czym poklepałam miejsce obok mnie.
-Ja się wygłupiam?Chyba jakaś nienormalna jesteś!Ciągle myślisz o sobie,jeżeli ty masz ochotę się kochać to zaspokajam ją a ty nigdy nie chcesz!Wiesz co zaczynam się zastanawiać do czego ty mi jesteś potrzebna!!Bo na pewno nie do szczęścia!-wykrzyczał i wyszedł trzaskając drzwiami.Siedziałam zszokowana jego słowami a łzy same cisnęły mi się do oczu.Aż tak mnie nienawidzi,nie kocha?Nigdy nie spodziewałam się,że usłyszę takie coś z jego ust,zwłaszcza skierowane do mnie.Nie mam pojęcia czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie.Zalana własnymi łzami poszłam do łazienki.Odkręciła kurek z zimną wodą i patrzyłam na moje upokarzające odbicie w lustrze.Nabrałam lodowatej wody w ręce i obmyłam moją twarz,lecz mimo to,łzy nadal leciały.Nie zwracając już na nie większej uwagi wróciłam do łóżka.Po kilkudziesięciu minutach załamana odpłynęłam w krainę snów.
Obudziłam się około dziesiątej.Przez uchylone drzwi mogłam usłyszeć piosenkę,która leciała z radia.Postawiłam bose stopy na drewnianej podłodze i przeciągnęłam się rzucając okiem na duże lustro stojące w koncie sypialni.Wyglądałam okropnie,włosy roztrzepane były na każdą stronę a oczy podkrążone i lekko zaczerwienione od płaczu.Założyłam na siebie grubą,ciepłą bluzę.Mimo że za oknem było pewnie ponad 27 stopni to mi było zimno.Pewnie wczoraj się przeziębiłam.Nigdy nie byłam jakoś specjalnie odporna.
Z burczącym z głodu brzuchem poszłam do kuchni,z której słychać było tę samą piosenkę.Louis,jak co dzień rano przygotowywał śniadanie.Nie miałam ochoty jeść go razem z nim.Nie po tym co powiedział w nocy.Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej potrzebne produkty i zaczęłam robić sobie tosta.Czułam na sobie jego spojrzenie,którego tak bardzo chciałam uniknąć.
-Przecież umawialiśmy się,że to ja robię śniadania dla mojej księżniczki-powiedział i jak gdyby nigdy nic przytulił mnie od tyłu.Wyrwałam się z jego uścisku i  odwróciłam twarzą do niego.
-A może ty byś coś zjadł?
-Nie,ja nie jestem głodny-powiedział i patrzył na mnie zmartwiony-coś się stało?-w środku wybuchłam niepohamowanym śmiechem.On jeszcze ma czelność pytać się czy coś się stało.
-Nie,jest ok-powiedziałam sarkastycznie i kontynuowałam robienie swojego posiłku.Może Louis ma jakąś sklerozę?Pamięć krótkotrwałą?Nie pamięta już co wygadywał w nocy?To lepiej niech sobie przypomnie,bo ja mu uświadamiać tego nie będę.Położyłam moje,zrobione już tosty na talerz i stanęłam na palcach,żeby dosięgnąć mój kubek,który stal za wysoko,i mimo mojego całkiem wysokiego wzrostu nie mogłam go dosięgnąć.Poczułam,jak jego klatka piersiowa napiera na moje plecy,lewa ręka oplata się wokół moich bioder a prawa podaje mi kubek.
-Dzięki...-nalałam sobie do niego gorącej herbaty,spojrzałam mu w oczy i wzięłam moje śniadanie w ręce-i tak na przyszłość,nie dotykaj mnie-powiedziałam,zgrabnie minęłam go i udałam się do salonu.
-Lena...-westchnął i kolejny raz schował twarz w dłonie.




______________________________

Witam,witam,witam :)
I w końcu mamy trzeci rozdział.Pisałam go tak długo,ponieważ starałam się,żeby był lepszy od wcześniejszego i wydaje mi się,że taki jest.No ale to już wy musicie ocenić.
Do następnego xx.


czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 1

-Wróciłam-jęknęłam zrezygnowana i zdjęłam buty.Po ośmiu godzinach pracy byłam bardzo zmęczona,tym bardziej jeśli miałam nocną zmianę.Pracuję w sklepie spożywczym,co wiąże się z dźwiganiem dostaw i tego typu obowiązkami.Czemu tam?Cóż Louis jest informatykiem i znaczy to,że większość pracy wykonuje w domu.Mimo to,że całkiem dużo zarabia i jest ceniony w swoim fachu,nie chcę żeby on nas utrzymywał.To by było zdecydowanie nie fair.Zaniosłam dwie torby z zakupami do kuchni i położyłam je na stole po czym zaczęłam wyjmować ich zawartość i układać na odpowiednich miejscach.
-Zmęczona?-Louis podszedł do mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu.Na szyi mogłam poczuć jego ciepły oddech i słodki zapach.Jego morskie oczy zamykały się ze zmęczenia a ręce spokojnie spoczywały na mojej talii.
-Tak-odpowiedziałam odwracając się do niego przodem-chodź spać-splotłam nasze palce i poprowadziłam go do naszej sypialni.Zmęczony opadł na łóżko prosząc mnie,abym położyła się obok.
-Szybki prysznic i jestem-wyjęłam z szafki bieliznę oraz moją ulubioną,bordową koszulkę Lou.Bez słowa poszłam do łazienki w której pozbyłam się ubrań.Po chwili stałam pod prysznicem nakładając na moje zmęczone ciało malinowy żel,który pozwolił mi się odprężyć i zrelaksować.Po piętnastu minutach wróciłam do sypialni.Widok który tam zastałam był najsłodszym widokiem na świecie.Mój chłopak ubrany jedynie w czarne bokserki spał z delikatnym uśmiechem na ustach, a jego włosy roztrzepane, każdy w inną stronę wyglądały naprawdę uroczo.Mimo że jesteśmy razem prawie rok,to nigdy nie przyzwyczaiłam się do "obrazka" śpiącego Louisa.Bezszelestnie weszłam pod kołdrę i tyłem przesunęłam się do chłopaka, układając wygodnie głowę na poduszce.
-Dobranoc skarbie-szepnęłam i w ramach odpowiedzi poczułam ramiona zamykające mnie w delikatnym uścisku.


-Wstawaj Lena,śniadanie czeka-usłyszałam głos nad moim uchem.Jedyne czego teraz potrzebowałam to wstać,no na prawdę.Zacisnęłam mocniej oczy i odwróciłam się na drugi bok.
-Lena-ciągnął dalej.
-Mhm,chwilkę-mruknęłam i schowałam twarz w poduszkę.Zapanowała cisza w pokoju.Nie wiem ile ona trwała,ponieważ ponownie wpadłam w sidła snu.Nagle moja szyja została rozchwytywana przez gorące usta.Mruknęłam zadowolona a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.Nie otwierając oczu odnalazłam jego dłoń, która automatycznie chwyciła moją.Usta wędrowały coraz niżej.Teraz składał drobne pocałunki na moim ramieniu.Delikatnie ścisnęłam jego dłoń dając mu do zrozumienia że to lubię,choć on bardzo dobrze o tym wiedział i pewnie dlatego to robił.
-To jak?Zrobisz mi ten zaszczyt i zjesz ze mną śniadanie?
-Chwilę.
-Lena-jęknął i zaśmiał się głośno
-Już wstaje-otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła.Nic szczególnego nie przykuło mojej uwagi poza siedzącym na brzegu łóżka, wyraźnie rozbawionym szatynem.
-Co się tak cieszysz głupku?-usłyszałam tylko śmiech na który na moje usta także wpełzł szeroki uśmiech.Zeszliśmy do kuchni gdzie czekały na nas kanapki i herbata.Usiadłam do stołu a Louis na przeciwko mnie.Zabraliśmy się do jedzenia,jak zawsze,w towarzystwie żartów chłopaka.Przyjemną dla nas atmosferę przerwał wibrujący telefon,który Louis odebrał niemal natychmiast.
-Słucham?-spytał opierając się o blat i patrząc się na mnie.
-Kiedy?-zadał kolejne pytanie i wyszedł do salonu.
-Dobrze wiesz że to nie miało się tak skończyć.To nie moja wina,że wylądował w pierdlu-mówił uniesionym głosem.Nie musiałam nawet podsłuchiwać żeby wiedzieć że się z kimś kłóci,wszystko było idealnie słychać.
-Ile?-jęknął zrezygnowany.
-Kurwa no to mamy problem-zszokowałam się, bo Louis nigdy nie przeklina,nawet kiedy jest bardzo zdenerwowany.
-Zobaczę co da się zrobić-zapadła dłuższa chwila ciszy.
-Aktualne,to do zobaczenia-rozłączył się i wrócił do kuchni Spojrzałam na niego pytająco.
-Znajomy-odpowiedział i zajął ponownie swoje miejsce uśmiechając się do mnie.Starając się żeby nie zauważył że coś podejrzewam zrobiłam to samo,lecz zamiast uśmiechu wyszedł mi grymas.Zrobiłam kolejny kęs kanapki i w mojej głowie roiło się od dziwnych myśli-A może ma jakiś wrogów?Może w coś się wplątał?Nie mogłam wytrzymać i spytałam.
-Lou,masz jakieś problemy?-spojrzałam na niego niepewnie.
-Może mam może nie,nie interesuj się tym.-warknął patrząc na mnie chłodno.
-Ja...przepraszam...-powiedziałam zmieszana i odwróciłam wzrok.
-Po prostu nie wtrącaj się w to rozumiesz?
-Tak-wstałam i umyłam swój talerz i kubek po herbacie,którą wypiłam w trakcie rozmowy telefonicznej chłopaka.Nie zwracając na niego uwagi poszłam do łazienki gdzie wykonałam ranną higienę oraz zrobiłam delikatny makijaż,po czym założyłam czarne rurki i białą bokserkę.Z powodu nudy i braku chęci na odzywanie się do Louisa wzięłam się za porządki.Zaczęłam od naszej sypialni a skończyłam na salonie.Właśnie czyściłam telewizor z kurzu gdy zdenerwowany głos dobiegł do moich uszu
-Możesz mi odsłonić??
-Za chwilę,sprzątam-odpowiedziałam spokojnie.
-To się pośpiesz-powiedział zirytowany moją odpowiedzią.
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi?Od kilku dni zachowujesz się co najmniej dziwnie-odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam na niego.
-Masz z tym jakiś problem?!-krzyknął
-Tak,mam-patrzyłam mu prosto w oczy.
-To wyjdź-powiedział naprawdę wkurzony.Stałam jak wryta,aż uświadomiłam sobie co on właśnie powiedział.
-Ok-powiedziałam pod nosem i poszłam po swój telefon,który chowałam do kieszeni zakładając czarne vansy.Z komody zabrałam jeszcze klucze i torebkę i trzaskając drzwiami wyszłam z domu.
-Zapowiada się kolejny piękny dzień-mruknęłam sama do siebie i nie zważając na deszcz,który zaczął padać szłam przed siebie.


_______________________________________

No i mamy pierwszy rozdział :)
Bardzo serdecznie zapraszam na mojego aska,na którym możecie pytać o bloga,o rozdziały itp.
http://ask.fm/Ania2368

Zapraszam także do wyrażenia swojej opinii poniżej w komentarzu! Sprawia to ogromną radość wasze zdanie na ten temat :)

NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ,GDY BĘDĄ 3 KOMENTARZE! 

Miłego :**



środa, 9 lipca 2014

Prolog



-Czy to konieczne?-spytałam mając ostatnią kroplę nadziei.
-A chce pani,żeby wyzdrowiał,żeby wrócił "stary" on?-kiwnęłam głową-więc konieczne-powiedział i zabrał od Louisa torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami i położył ją na dużym dębowym biurku przeglądając uważnie jej zawartość.Spojrzałam na niego.Swoim obojętnym spojrzeniem przyglądał się mi.Przez chwilę patrzyłam w jego oczy,kiedyś błękitne,wręcz lazurowe,morskie a teraz?Teraz mogę tylko zobaczyć w nich obojętność,nieobecność.Zero jakichkolwiek pozytywnych uczuć.
-Panie Tomlinson,proszę za mną-lekarz wstał ze swojego obitego skorą,obrotowego krzesła i podszedł do drzwi.Nawet nie drgnął.Podeszłam do niego.Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.Opuściłam głowę,którą Louis po chwili delikatnie podniósł do góry.
-Mimo tego co mi zrobiłaś,będę za tobą tęsknił,bardzo-wytarł słone krople płynące po mojej twarzy.
-Panie Tomlinson nie mamy czasu-ponaglił
-To już twój problem,nie widzisz,że się żegnam?!!-wykrzyczał zdenerwowany.Położyłam moje dłonie ma jego policzkach i przyłożyłam swoje usta do jego ust.Oddał pocałunek,pierwszy raz od kilku miesięcy trwaliśmy w delikatnym pocałunku.
-Muszę iść-powiedział i czule pocałował mnie w czoło.Puścił mnie i odszedł z lekarzem.Stałam zapłakana na środku gabinetu.
-Przepraszam,że pytam,ale mogłaby pani wyjść?Chciałam posprzątać-powiedziała starsza pani w fartuszku.
-Tak,właśnie miałam wychodzić-powiedziałam obojętnie i rzucając okiem ostatni raz na ośrodek,odjechałam do domu.




_________________________________________

Heeejka :3
No i mamy prolog.Jeżeli wam się podoba i chcecie pierwszy rozdział to zapraszam do komentowania i głosowania :)
Do zobaczenia :**